-
Mocniej - krzyknęłam do pozostałych - Trzymajcie mocniej, bo
ucieknie!
-
Słyszeliście gamonie?! Trzymać mocniej.
W
tym samym momencie lina pękła. Grupka Elfów po mojej lewej stronie
upadła na ziemię, a gnoll, widząc, że nie ma z nami szans,
uciekł.
-
Niech to szlag!! - wrzasnęłam - Mieliśmy go! Dlaczego wzięliście
tak cienkie liny?! Żadnego z was pożytku!
Wsiadłam
na gryfa i pognałam za gnollem. Zmierzchało. Nie chciałam
zapuszczać się daleko w las z resztką strzał. Nie żebym się
bała, nic podobnego. Po prostu nie chciałam zranić Sefera podczas
walki wręcz.
Gnolle
były szybkie, ale nie wystarczająco. Dogoniliśmy go w kilka
sekund. Wyciągnęłam strzałę z kołczanu. Nie chciałam ryzykować
bezpośredniego starcia, bo nie miałam miecza, a sztylet nie
przebiłby zbroi. Mój łuk za to był idealny siła wyrzutu strzały
przebija niemal wszystko. Złapałam za siodło i już po chwili
stałam na nim, łapiąc równowagę. Strzałę wypuściłam
równolegle z oddechem, gwarantowało to idealną celność. Mogłam
chybić najwyżej o centymetr. Strzała przemknęła przez szarzejące
niebo i po chwili gnoll leżał na ziemi, trzymając się za brzuch.
Czym prędzej do niego podjechałam. Z doświadczenia wiedziałam, że
są to na tyle wytrzymałe stworzenia, że potrafią wyrwać strzałę
z ciała, o ile nie trafi ona w serce. Nie zastanawiając się więc
wiele wyjęłam sztylet, spojrzałam potworowi w oczy i odcięłam mu
łeb. Byłam w tym naprawdę dobra, niejedną głowę już odrąbałam.
Nienawidziłam tych stworzeń, były ohydne, wstrętne i zabijały,
jak nie dla przyjemności, to dla pożywienia. To ohydne. Elfy nigdy
nie zabijają zwierząt w celach konsumpcyjnych, zabijamy, jeśli
musimy, ale nigdy po to, żeby zjeść. To obrzydliwe.
Podniosłam
więc łeb gnolla, spluwając z pogardą i ponownie dosiadłam gryfa.
Miałam nadzieję, że nie będzie ich tu więcej, bo nie mam już
prawie strzał. Obejrzałam się. Jedna tkwiła cały czas w ciele
bestii. Przywiązałam głowę do siodła i weskoczyłam na ziemię.
Normalnie nigdy bym tego nie zrobiła, ale teraz byłam w trudnej
sytuacji. Przytrzymałam stopą ciało i wyciągnęłam strzałę.
Obmyłam ją trochę wodą z bukłaku i włożyłam do kołczanu.
Miałam teraz w sumie pięć strzał. Może zdołam dotrzeć do domu
bez obrażeń. Reszta już chyba pojechała. Niedobrze, oj niedobrze.
Ale, co ja myślę. Jestem Nemyt, najlepsza Elfia Wojowniczka, córka
Dowódcy Strażników. Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych.
Wsiadłam
z powrotem na grzbiet Sefera i pociągnęłam wodzę. Zwierze
natychmiast zrozumiało komendę i posłusznie się odwróciło.
I
nagle z drzewa skoczył na mnie goblin, prosto na głowę. Jeszcze
nigdy tak głośno się nie wydarłam. Błyskawicznie dobyłam
sztyletu i dźgnęłam nim potwora. Potem przyłożyłam ręce do
serca, które mało nie wyskoczyło mi z piersi. Nie pamiętałam,
żeby ktoś mnie kiedyś tak wystraszył.
Gdy
już trochę się uspokoiłam, wytarłam broń z krwi goblina i
wsadziłam do pochwy. Potem odkorkowałam bukłak i napiłam się
wody. Wypiłam wszystko, a nie pomyślałam o gryfie, który z
pewnością też był spragniony.
-
Spokojnie mały. Zaraz będziemy w domu i tam dostaniesz wodę.
Zamarłam.
W oddali słychać było wrzaski gnolli, gremlinów o Bóg wie
jeszcze czego. Spięłam wodze
-
No, teraz naprawdę musimy się spieszyć. Mój krzyk zapewne zbudził
cały las.
I
dopiero teraz poczułam ból. Spojrzałam na ramię. Goblin musiał
mnie widocznie drasnąć, ale byłam tak zajęta darciem się na całe
gardło, że nie czułam bólu. Na szczęście rana nie była
głęboka. Przyłożyłam rękę i wyszeptałam zaklęcie. Rana
zniknęła.
Pędziliśmy
przez las z zawrotną prędkością. Sefer najwidoczniej zignorował
zmęczenie i ważniejsze dla niego było dotarcie do domu, niż
odpoczynek.
Umiejętność
uleczania była naprawdę pomocna. Nie potrzebowaliśmy bandarzy,
lekarstw, mogliśmy uleczyć się sami. Oczywiście, to mit, że
potrafimy uleczać się po śmierci i wrócić do żywych. Jesteśmy
nieśmiertelni, ale nie niezniszczalni. Można nas zabić. Poza tym,
nie potrafimy wyleczyć trucizny, na to potrzeba leków, ale rano po
cięciu mieczem, toporem jak najbardziej.
Po
kilku minutach zobaczyłam pierwsze pochodnie. Oznaczało to, ze
jesteśmy blisko wioski Targen, w której można się zatrzymać.
Postanowiłam, że pójdę do karczmy, dam Seferowi wody, zjem coś i
ruszę dalej. Nie przeczekam tu nocy, nie warto. Jesteśmy już
bardzo blisko Liserion, poza tym ojciec będzie się martwił. Nie
lubił tego, że go nie słuchałam i wyruszałam sama na bitwy.
Zawsze mawiał: "Nie lubię, gdy bierzesz udział w
niebezpiecznych patrolach i bitwach, ale przynajmniej nie jedź na
nie sama. Jeszcze tego by brakowało, żebym stracił i ciebie."
Tak,
stracił już dużo. Jego rodzice, rodzeństwo, cała rodzina zginęła
w porzarze, podczas Wielkiej Wojny. Ogień podłożył Człowiek.
Ojciec szczerze ich za to nienawidził. Potem, gdy przyszłam na
świat, zmarła mama. Ojciec stracił kolejną ważną osobę.
Przysięgłam sobie, że nie dopuszczę, żeby już kiedykolwiek
cierpiał. Nikogo więcej nie straci. Zostałam mu tylko ja i Conn.
Ale czuję, że oddalają się od siebie, ojciec chce go ożenić z
jakąś panną, której nawet nie widział. Conn mówił mi, że
jeszcze jeden taki rozkaz ojca i ucieknie, bo dłużej tego nie
zniesie. Nie był stworzony do rodziny, do małżeństwa, tak jak ja
kochał wojny, jego domem było pole bitwy. Wrodziliśmy się w ojca.
Ale on nie chciał dla nas takiego życie, jakie sam miał.
Targen
było jedną z najmniejszych wiosek w Mystic Forest, ale bardzo
zaludnioną. Mieszkały tu głównie Elfy, trudniące się rolnictwem
. Nie mogłam się nadziwić, jak oni tutaj dają sobie radę. Poza
granicami czeka wiele potworów, a ludu w wiosce jest coraz więcej.
Weszłam
do jedynej tutaj "Karczmy pod Piękną Syreną" Oryginalna
nazwa. Seferowi kazałam iść do stajni. Wnętrze było zapełnione
po brzegi. Podeszłam do baru.
-
Poproszę sok z jagód i sałatkę. Chciałabym także dostać wiadro
wody dla mojego gryfa.
-
Oczywiście, razem będzie to...cztery talary.
Zapłaciłam
i ruszyłam w stronę wyjścia. Najpierw wolałam dać wodę
zwierzęciu, było bardziej spragnione ode mnie. Wiadro już
czekało, podstawiłam je więc pod nos Seferowi. Wypił
błyskawicznie i na podziękowanie potrząsnął głową. Pogłaskałam
go i powiedziałam:
-
Poczekaj tutaj, przyjdę jak tylko zjem i pojedziemy do domu.
Poszłam
z powrotem do karczmy. Jedyny wolny stolik stał najdalej od
przejścia, ruszyłam więc do niego, nie oglądając się za siebie.
Po drodze słyszałam różne uwagi, rzucane w moim kierunku,
szczególnie przez pijane krasnoludy. Było ich tu dużo. No tak,
przecież jesteśmy przy granicy naszego lasu, niedaleko zaczyna się
Królestwo Krasnoludów, a te widać chętnie przesiadują w naszych
karczmach.
Usiadłam
na chybotliwym stołku i czekałam cierpliwie na zamówienie. Nie
mogłam się nadziwić, skąd te obleśne stworzenia zdobyły tutaj
mięso, przecież to jest karczma na terenie Mystic Forest, nie można
tutaj polować. Postanowiłam zgłosić to królowi, gdy tylko go
spotkam.
Po
chwili kelnerka przyniosła moje zamówienie. Zjadłam z wielkim
apetytem, byłam niezmiernie głodna i chętnie poprosiłabym
dokładkę, ale nie było czasu. Noc była młoda, więc nie wszystkie
potwory już wyszły. Musiałam dotrzeć do miasta przed północą.
Dałam znak kelnerce, żeby posprzątała naczynia po moim jedzeniu,
wzięłam łuk, kołczan i ruszyłam do wyjścia. Nagle poczułam na
pośladku czyjąś wielką, tłustą dłoń. Wyprostowałam się i
odwróciłam. Krasnolud, który wcześniej na mnie patrzył, właśnie
klepnął mnie po tyłku! Zareagowałam błyskawicznie. Jedną ręką
złapałam go za dłoń i przycisnęłam ją do tułowia, drugą
chwyciłam głowę i walnęłam nią z całej siły o stół.
-
Nigdy więcej nie waż się mnie dotykać Krasnoludzie! - wrzasnęłam
i wybiegłam na dwór. Stanęłam i otrząsnęłam się ze wstrętem.
Błeee!!!! Krasnoludy, myślą, że wszystko im wolno.
Poszłam
do stajni i wyprowadziłam gryfa. Już miałam na niego wsiadać, ale
poczułam lekkie mrowienie na karku. Działo się to zawsze, gdy
byłam obserwowana. Dyskrenie zerknęłam przez ramię. Stał pod
drzewem, w cieniu, tam, gdzie nie było pochodni. Położyłam rękę
na sztylecie, a drugą ścisnęłam mocniej łuk. Nie wiedziałam,
kto to, czy ma łuk, czy przyjdzie walczyć mi wręcz, czy nie. Ale
moje wątpliwości się rozwiały, gdy postać do mnie zawołała:
-
Myślałaś, że uda ci się dojechać do domu z tyloma strzałami,
padniętym gryfem, brakiem noży do rzucania i rozciętym ubraniem?
Odetchnęłam
z ulgą.
-
Ojciec cię wysłał - stwierdziłam
-
Tak - Conn wyszedł z cienia. Nie miał zbroi, tylko lekką kolczugę.
Widać załatwiał potwory, zanim zdążyły się do niego zbliżyć
- Martwił się, dlaczego nie wróciłaś z patrolem.
-
Ścigałam gnolla - odparłam, wskazując na jego głowę,
przywiązaną do siodła - Zabrałam trofeum.
-
Właśnie widzę. Wiesz, że mogłaś zginąć? - zapytał.
-
Potrafię o siebie zadbać w każdych warunkach - oburzyłam się
-
Nie wątpię, ale z takim uzbrojeniem nie miałabyś szans z hordą
gnolli czy innych potworów. Teraz kręci się ich tutaj masa. Choć,
wracajmy. Zostaw tu Sefera, przyleciałem na Ferrisie, zabiorę cię.
-
Ale ja...
-
Nie ma ale. Lecisz ze mną. Inaczej powiem ojcu, że wyszłaś
znacznie dalej w las i prawie dałaś się zabić.
Zrobiłam
zaciętą minę, ale poszłam za Connem. Po drodze wzięłam jeszcze
łeb gnolla, a gryfa zaprowadziłam do stajni. Gdyby ojciec to
usłyszał, zakazał by mi uczestwnictwa w patrolach, ćwiczeniach i
zamknąłby w domu. A tego bym nie zniosła.
Smok
mojego brata czekał tuż przy wejściu do wioski, robiąc małe
zamieszanie wśród mieszkańców. Patrzyłam jak Conn wsiada na
grzbiet, a potem wyciąga rękę, by mi pomóc. Szansę na ucieczkę
miałam niewielkie, poddałam się więc i wsiadłam na Ferrisa. Noc
była cicha i spokojna, oparta o plecy brata szybko usnęłam.
~<>~
Obudziłam
się we własnym łóżku. Conn widocznie mnie przeniósł, bez
budzenia. To, że się o mnie troszczył było bardzo miłe, ale ja
nie miałam przecież 10 lat, nie potrzebowałam niańki. A teraz tata
będzie kazał mu mnie pilnować, jak znam życie. Teraz nie będę
miała spokoju. Ale odzyskam wolność. Chyba że ojciec się
zmienił, wątpiłam w to, ale zawsze trzeba mieć nadzieję.
Odkryłam
prześcieradło. Byłam w tym samym stroju, co wczoraj. Zmieniłam je
więc na krótką, praktyczną przepaskę, do tego koszulę, bardzo
praktyczną. Zawsze się tak ubierałam, skromnie, by poruszać się
jak najswobodniej. To było ważne podczas patroli, gdybym miała na
sobie zbroję, nie mogłabym robić uników, poruszać się z taką
prędkościa, jak robię to teraz. A tak jestem zwinna i lekka.
Idealny strój dla łucznika to właśnie lekkie oktycie, i
koniecznie brak ciężkiej broni.
Rozejrzałam
się po pokoju. Nasza gospodyni chyba tu posprzątała. Tak, mamy
gospodynię. Ojciec nie umie sprzątać, a ja nie mam na to czasu. I
też nie za bardzo umiem. Mój pokój był stanowczo za duży.
Lubiłam go, ale przerastał moje wymagania. Wystarczyłoby mi tylko
łóżko, skromna szafa i łazienka. A miałam jeszcze toaletkę, z
której jeszcze nie skożystałam, szafę tak wielką, że
zmieściłyby się tak wszystkie zbroje w królestwie, a także
wielkie łóżko z baldachimem. Tylko z niego tak naprawdę
kożystałam.
Postanowiłam
zjeść poranny posiłek, chociaż nigdy tego nie robiłam. Chociaż,
nawet gdybym nie chciała jeść, ojciec na pewno był w kuchni i na
pewno zawołałby mnie na rozmowę. Nie będę przed nim uciekać,
pomyślałam.
Po
drodze spotkałam Conna, który właśnie wracał z jadalni. Miał
zagniewaną minę.
-
Co się stało? - zapytałam
-
Co? Ojciec zrobił mi awanturę, że cię wczoraj póściłem na ten
patrol. Przy okazji wyrzucił z siebie wszystko, co tłumił przez
miesiąc, więc mam chyba prawo być na niego zły. Teraz to już
przesadził. Oskarżył mnie o śmierć matki!
Zamarłam.
Czy ojciec naprawdę myślał, że to przez Conna matka zmarła?
-
Ale to nie twoja wina. Ona zmarła, gdy mnie urodziła. Jakim cudem
ojciec cię oskarżył?
-
Powiedział, że gdy matka cię nosiła, byłem ciężko chory, i
nie dość, że była już bliska porodu, to jeszcze zajmowała sie
mną. Nie wytrzymała takiego wysiłku i zmarła.
-
Dobrze wiesz, że tak nie jest. Ojciec po prostu jest zły na mnie, a
wyładował się na tobie.
-
Ale to nie wyjaśnia, dlaczego tak mnie nienawidzi. Mam dość jego,
jego rozkazów, tego domu i całego świata. Idę na patrol.
-
Idę z tobą...
-
Nie, nie mam zamiaru znów tłumaczyć się ojcu. Idź, czeka na
ciebie. I, sądząc po tym, jak mnie potraktował, możesz pożegnać
się z patrolami.
-
Nie, ja się tak łatwo nie dam - powiedziałam i ruszyłam w stronę
drzwi. Co on sobie myślał. Nie zabroni mi tego, co kocham. Musze
mu też powiedzieć, co myślę o całej sprawie z Connem. To jego
syn, anie może go tak traktować!
Ojciec
siedział na środku stołu, pałaszując sałatkę. Gdy weszłam,
odwrócił się do mnie twarzą. Była tak samo zagniewana, jak jego
syna.
-
Dobrze, że już jesteś - powiedział chłodno - Musimy naprawdę
poważnie porozmawiać.
-
Ja też mam coś do powiedzenia. Jak mogłeś powiedzieć Connowi, że
jest winny śmierci matki! Co z ciebie za ojciec, jeśli mówisz
własnemu synowi takie rzeczy!
-
Nie chciałem tego powiedzieć w ten sposób. Ja...eh, nie ważne,
teraz i tak mnie nie wysłucha. A co do ciebie, chciałem zapytać co
sobie wczoraj myślałaś, opuszczając partol i goniąc za gnollem?
Strażnicy powiedzieli mi, że zdenerwowałaś się, nazwałaś ich
bezużytecznymi i ruszyłaś za potworem. Oni są najlepsi, Nemyt.
Nie lekceważ tego, że ci pomagają.
-
Wiem, przepraszam, może trochę przesadziłam z tym gnollem, ale
naprawdę chciałam go dopaść. Przywiozłam nawet jego głowę,
jako trofeum.
-
Widziałem. Nie mniej jednak zachowałaś się bardzo nierozważnie.
Nie mogę pozwolić, żeby to się powtórzyło. Masz zakaz jeżdżenia
na patrole i uczestniczenia w jakichkolwiek bitwach. Zrozumiano!?
-
Nie możesz mi tego zrobić! Przecież wiesz, że to moje całe
życie!
-
Nie zmienię zdania. Trochę przeholowałaś. A teraz, jeśli można,
chciałbym w spokoju dokończyć posiłek.
-Ychhhhh!!!!!!!!!!!
- wrzasnęłam i wybiegłam z jadalni. Nie wierzyłam, że to zrobił!
Dobrze wiedział przecież, że patrole są moim ulubionym zajęciem,
przecież pomagam, a jemu jeszcze mało!
-
Nemyt!! - krzyknął ojciec
Zawróciłam.
-
Tak, ojcze?
-
Możesz chodzić po mieście, ale o wyruszeniu w las nie masz nawet
co marzyć. Jeśli usłyszę od kogoś, że widziano cię poza
miastem, będziesz cały czas siedzieć w domu, zrozumiano?!
-
Tak - powiedziałam. I tak mnie nie powstrzyma - Mogę odejść?
-
Kocham cię córciu. Tak, teraz możesz odejść!
Postanowiłam
trochę ochłonąć, w ty celu poszłam do stajni, gdzie mieszkały
smoki. Wczoraj nie byłam u Arweny, więc postanowiłam ją
odwiedzić. Musiałam wygadać się przyjaciółce, inaczej chyba bym
eksplodowała. Stajnie znajdowały się przy końcu miasta, tuż przy
zamku. Było rano, wiec większość smoków była pewnie w terenie,
ale wiedziałam, że zastanę na miejscu moją smoczycę.
Przeznaczono mi ją podczas moich pierwszych urodzin. Była moją
najlepszą przyjaciółką. Zawsze mnie wysłuchała, czasem się
kłóciłyśmy, ale niezgoda między nami nigdy nie trwałą długo.
Boks
Arweny mieścił się zaraz na początku i był naprawdę wielki, tak
zresztą jak sama smoczyca. Była Księżycowym Smokiem, bardzo
rzadkim, w naszym królestwie były takie tylko 2, ona i jej ojciec.
Był to smok króla.
Gdy
przyszłam Arwena właśnie kończyła śniadanie. Dostarczano jej
owce i kozy z królestwa krasnoludów, wzamian za zioła i
eliksiry. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się.
-
Masz
minę, jakbyś zaraz miała zwymiotować. Pokłóciłaś się z
ojcem? - zapytała
-
Tak, doprowadza mnie do szału. Wczoraj pojechałam sama do lasu,
opuściłam Strażników i wniósł o to straszny raban.
-
Miał rację.
-
Co?! Trzymasz jego stronę?
-
Addiena, pomyśl, jeśli coś by ci się stało, nie przeżyłby tego.
Bardzo cię kocha i o ciebie martwi.
-
Wiem - pogładziłam ją po łuskach na grzbiecie - Ale mógłby
trochę odpuścić. Nie jestem już taka mała.
- Ale dorosła też nie. Poza tym siła nie tkwi w wieku, tylko w
inteligencji i umyśle.
-
Ty wszystko wiesz najlepiej - powiedziałam i westchnęłam - Dał mi
zakaz wychodzenia do lasu, na patrole, na bitwy. Mogę tylko chodzić
po mieście. Inaczej uziemi mnie w domu.
-
Jestem jeszcze młoda, ale staram się chłonąc jak najwięcej
informacji. Słucham wykładów, w szkołach, wiem więcej i się nie
nudzę.
-
A co na to nauczyciele?
-
Nie widzą mnie, słucham przez okno.
Uśmiechnęłam
się. To było do niej podobne. Zawsze lubiła się zakradać do
ludzi i po prostu koło nich stać, wywoływała niemałe
zamieszania, nic sobie z tego nie robiąc.
Nagle
usłyszałam krzyki ludzi. Arwena wyszła z boksu i poszła do
wyjścia. Zobaczyłam kilku biegnących Strażników, pobiegłam więc
za nimi.
-
Co się stało? - zapytałam pierwszego lepszego, którego udało mi
się zatrzymać
-
Wszystkich Strażników zwołali do wschodniej bramy. Podobno horda
trolli przełamała zaporę i plądruje miasto.
To
chciałam usłyszeć.
-
Lecimy tam! - powiedziałam do smoczycy.